Jadąc drogą na wschód, podziwiamy rajskie krajobrazy spowite w nieziemskie pomarańczowe światło. Poza tym to piekielne pustkowie. Nawet wszędobylskich owiec brak. Żadnych domostw. Tak musi wyglądać Mars.Vestrahorn 24.06 Piękny pogodny poranek, ale dzień zaczyna się pechowo. Wera przez przypadek usuwa wszystkie swoje nagrania z drona, no robi się gorąco – zachowawczo schodzimy Jej z drogi. Lądujemy w cafe-potrzebujemy dobrego WI/FI, testujemy różne programiki do odzyskiwania danych. Godzina mija za godziną, butelki piwa po 1000 koron schładzają nam umysły-niestety walka przegrana-nie ostatnia tego dnia. Nasi przegrywają 3:0 to dopiero ból. Zostajemy tu na noc, rozbijając namioty w deszczu. Noc ma być bardzo wietrzna, zapobiegliwie wspieramy namioty ciężkimi kamiorami. Koło drugiej w nocy piekielny wiatr łamie nasz duży namiot, po paru godzinach udręki ratujemy się ucieczką do auta.
25.06 Rano zwiedzamy najładniejszą część przylądka Stokksnes z widokiem na góry Vestrahorn. Ponieważ jest to teren prywatny wejściówki słono kosztują, my cenę mamy wliczoną w nocleg – tak jest taniej. W pobliżu znajduje się baza NATO -z kulami radarów jak z Gwiezdnych Wojen. Czarne wydmy strzegą dostępu do rajskiego widoku – w stronę strzelistych grani Batman Mountain. Noc dała nam popalić, zmęczenie przekłada się na odbiór tego miejsca- zmykamy dalej na południe. Jedziemy zobaczyć słynną błękitną lagunę Jökulsárlón. Najpierw mega parking -w końcu to jedna z głównych „have to be ” islandzkich miejscówek. Ludzie kupują bilety na amfibie z zamiarem pływania po zatoce. Miejsce wita nas po islandzku deszczem i chłodem – cóż taka karma. Mimo aury podziwiamy błękitne góry lodowe sunące po zatoczce, oraz drobne kryształy lodu wyrzucone na brzeg wraz ze skrzącym promykiem światła w środku. W rękawicach rozkładam statyw, łapiąc lodowe kamyki na długim czasie. Grisza próbuje zrobić makro dosłownie leżąc na śniegu. Cali zziębnięci i mokrzy wracamy do auta. Słońca nam trza.
Zostaw komentarz